23 września do księgarń trafi Dotyk, magiczna powieść z surowym, kanadyjskim krajobrazem w tle. Alexi Zentner podszedł mnie podstępem. Opowiada o odległych w czasie i przestrzeni wydarzeniach, a mimo to wkradł się do mego serca, do moich wspomnień, przeglądał się jak w lustrze w opowieściach, które sama słyszałam w dzieciństwie.
Pamiętam to i wiele więcej. Ale nie ja jestem narratorem Dotyku, choć widzę, że moglibyśmy sobie opowiedzieć wiele. A być może nawet nie musielibyśmy powiedzieć do siebie ani słowa.
Kiedy Stephen po latach wraca do Sawgamet, początkowo nie poznaje tego miejsca. Szczególnie, że powód jego powrotu jest bardzo smutny - chce się pożegnać z umierającą matką. Na czuwaniu przy chorej mijają dnie i noce i Stephen zaczyna czuć, że jego miejsce jest tutaj, na brzegu rwącej rzeki, na przedprożu bezkresnych lasów. Próbuje przywołać w pamięci wszystko, co usłyszał o tym miejscu od ojca, dziadka, matki. I to, czego świadkiem był sam.
O początkach osady Sawgamet, wybudowanej przez poszukiwaczy złota, krążą różne opowieści. Opowiadane z ust do ust, nabierają niewiarygodnych kształtów. We wspomnieniach Stephena spotykamy ludzi twardych i nieugiętych, którzy z ogromnym poświęceniem oswajają kanadyjską puszczę. Muszą się trzymać razem i wsłuchiwać się w jej szepty. Puszcza nęci obietnicami, poddaje próbie, wymierza sprawiedliwość.
Równowaga w świecie, przedstawionym w powieści Zentnera, przyjmuje zaskakujące oblicze. Być może człowiek jest zdobywcą i poskromicielem dzikiej przyrody, musi się jednak cofnąć przed siłami natury. Być może przynosi ze sobą własne zwyczaje, własnego boga, ale gotów jest podążyć za złotym karibu.
Dotyk jest pięknie opowiedzianą historią o miłości i przemijaniu. Można doszukiwać się w niej wątków fantastycznych, ale chciałabym wierzyć, że rzeczywistość taka właśnie jest - pełna magii. Tej rodem z wierzeń miejscowych Indian, jak i magii płynącej z ludzkich serc.